Codziennie czekam do północy aby ostatni raz nakarmić Alusia, jak zawsze kilka razy zasnął przy butelce ale wyciągnął całe mleczko, odbił sobie i położyłam go do łóżeczka. Ewidentnie coś mu nie pasowało, wiercił się i kręcił, stękał. Pokołysałam go troszeczkę i wtedy ulał dławiąc się.
Wzięłam go szybko na ręce i klepałam po pleckach sprawdzając co chwilę czy złapał oddech, ale to nic nie dawało, położyłam go na łóżku, jego oczka były już ogromne a on był cały był siny (znów mi się chce
płakać jak sobie przypomnę ten koszmar) wiedziałam ze muszę coś zrobić ze dłużej nie wytrzyma. Nie wiem skąd się to we mnie
wzięło, otwarłam mu buźkę objęłam ustami jego usta i nosek i zaczęłam
dmuchać, po kilku wdmuchnięciach Aleks zaczął odksztuszać i dochodzić do
siebie.
Resztę nocy spał na zmianę na mnie albo na mężu (on tak lubi najbardziej)
Nie chce nawet myśleć co by było gdybym wtedy nie stała przy łóżeczku.
Dzisiaj jadę po monitor oddechu, jeden kupiliśmy na allegro ale kobieta 3
razy go wysyłała i zawsze zostawał do niej odsyłany, więc nie
było innego wyjścia jak tylko zwrot pieniążków, myślałam że obejdziemy
się bez tego sprzętu ale po dzisiejszej nocy nie dam go do łóżeczka bez
monitora a i tak nie będę do końca spokojna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz