Mąż na samym początku umówił się z lekarzami że będziemy dzwonić codziennie o godz 11:00 ale w razie czego podał swój numer. Przez cały czas modliliśmy się aby nikt ze szpitala nie zadzwonił - wiadomo co by to oznaczało. Każdy telefon na komórkę męża maksymalnie podnosił nam ciśnienie i wzajemne spojrzenie na siebie z przerażeniem w oczach, dopiero po spojrzeniu na wyświetlacz emocje opadały: to tylko mama, ufff.
Dziś zadzwonił telefon "szpital" w momencie przywołałam Wszystkich Świętych, mąż odebrał a mnie trzepało z nerwów. Na szczęście okazało się że chcieli tylko poinformować że jest respirator dla Aleksa w CZD w Ligocie i jutro rano Aleks zostanie tam przewieziony.
Kamień z serca... ale to oznacza że moja kruszynka będzie miała operowane serduszko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz