Dzisiaj wyszliśmy ze szpitala a wylądowaliśmy tam w taki sposób:W czwartek po karmieniu ok 15:00 mały zjadł tylko 60 ml i znów z niego chlusnęło, zaczął się tym dusić, do takiego stopnia że musieliśmy wezwać pogotowie. Rączki mu zaczęło wykręcać z braku tlenu, był siny a w oczkach widziałam "MAMO RATUJ". Pomysłowość człowieka w krytycznych momentach jest nieograniczona, złapałam gruszkę do nosa i zaczęłam ściągać ulane mleko z nosa i gardła.
Pogotowie przyjechało chyba w 3
minuty, ale zanim przyjechali udało mi się opanować sytuację, niestety po tym wszystkim był już tak słaby
że w momentalnie zasnął. Lekarze osłuchali go i stwierdzili rzężenia w
klatce piersiowej i wzieli nas do szpitala.
W szpitalu jak zobaczyłam mojego małego robaczka z werflonem w głowie to spanikowałam, bez żadnych ogródek wyraziłam swoją niezadowolenie, że w czestochowie pomimo takiego stanu w jakim był nigdy nie miał werflonu w głowie, pielegniarka tłumaczyła ze nie mają takich igieł i że mam się uspokoić.
-Kobieto, ja ma być spokojna??? Moje dziecko wyrwało się z rąk śmierci, przed chwilą ratowałam je aby się nie udusiło a Ty wymagasz ode mnie spokoju???
W końcu jak wysłuchała co Aleks przeszedł i chyba zrozumiała bo sama zaczęła mnie uspakajać i pocieszać.
Badania wykazały OB - 40 i że krasnalek jest na pograniczu anemii.
Następnego dnia zrobiono mu RTG płuc które wykazało zalegania wydzieliny
w płucach, jednak dzięki szybkiemu podaniu antybiotyku nie doszło do
zapalenia płuc i w poniedziałek wyszliśmy już do domu.
Dostaliśmy Debridat na te przeklęte ulewania.
Aleks waży już 3,770kg zarówno lekarze jak i ja byliśmy zszokowani że mały tak ładnie przybiera.
Przez to wszystko ominęły nas pierwsze ćwiczenia w ośrodku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz