Tego dnia tylko ja pojechałam do Aleksa.
Jak dobrze widzieć go bez tych rurek, kroplówek, werflonów, poubieranego jak normalny dzidziuś w łóżeczku bez przeszkód żeby dotknąć... przytulić... pocałować...
Mogłam w końcu wziąć go na ręce, przez okno pokazać mu świat który tam na niego czeka, nakarmić i przewinąć.
Jednak odzywający się co jakiś czas pulsoksymetr nie dawał mi zapomnieć że jego funkcje życiowe są nadal monitorowane.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz