13.1.12

Piątek 13...:)

O 6:00 obudził mnie mąż na kawę, piłam ją na śpiąco bo dzień wcześniej ze szczęścia i strachu nie mogłam zasnąć. Ubraliśmy siebie, Alusia, poinstruowaliśmy babcię która została na straży i pojechaliśmy do Centrum Zdrowia Dziecka do Katowic na botulinę.
Śmieszne się może wydawać, że oboje rodziców na zastrzyk z dzieckiem jadą, ale nie wiedzieliśmy jak to będzie wyglądało, bo przy którymś umawianiu terminu, powiedziano nam że mogą zatrzymać Aleksa na oddziale nawet 3 dni.
W pierwszym momencie to ja się wyrywałam do zostania z Aleksem w szpitalu, gdyby nastąpiła taka konieczność, ale mój mąż szybko ostudził moje zapały przypominając mi że Szymona nadal karmię piersią i przez tyle czasu to raczej mnie pokarm zaleje. Dlatego postanowiliśmy jechać w trójkę a w razie czego, po wszystkim, ja przyjadę sama do domu.
Do szpitala dojechaliśmy w miarę szybko i sprawnie.
Po przyjęciu na oddział w zabiegówce pobrano Aleksowi krew, a że był na czczo, nawet nic nie pił, krew nie chciała lecieć, więc trochę to trwało i bolało i krasnal zakodował sobie że w tym pokoju krzywdę robią.


Taki głodny byłem...



Po pobranych badaniach mały dostał śniadanie. Wrąbał pół bułki mlecznej i wypił, oczywiście po modyfikacji (dodaniu kakao i przelaniu do butelki) 150 ml zupy mlecznej z grysikiem.



Nudyyyyyy...
A potem nastąpiło dłuuuugie oczekiwanie  na doktora któremu baaaardzo przeciągnął się zabieg. Najpierw tata nosił Aleksa, któremu nic już nie odpowiadało, nawet demolowanie okien, ale później jakimś cudem udało mi się go uśpić, nie było to łatwe bo Aleks do spania toleruje tylko swoje łóżeczko, no i chyba to ośrodkowe.



Po drzemce miał lepszy humor, pobiegłam małemu do bufetu po obiad, a w tym czasie zawołano chłopaków na posmarowanie nóg maścią. Okazało się że przejął nas inny lekarz bo nasz nadal operował. Aleks na sam widok zabiegowego się rozpłakał. A po pół godzinie dostał tak długo wyczekiwaną botulinę. I dalej czekaliśmy na decyzję czy w ogóle wyjdziemy do domu. 
Na szczęście tak, dostaliśmy zlecenie na rozwórkę bioder, umówiliśmy się na kontrolę i o 15:00 opuściliśmy szpital.
Niestety w czasie naszego pobytu w szpitalu nastąpiła zmiana pory roku, z wiosny zrobiła się zima  i do domu wracaliśmy 3,5 godziny.
Całe szczęście że wybraliśmy się z Aleusiem we dwoje, to jest niemożliwe jak taki mały człowieczek potrafi umęczyć w szpitalu, nawet dwie osoby. Byliśmy oboje padnięci, ale za to jacy zadowoleni ;)


2 komentarze:

  1. Beata, ciesze się ze się wreszcie udało. Oby botulina pomgła porządnie rozćwiczyć aleksowe nóżki.

    OdpowiedzUsuń
  2. Beatka w końcu się udało i botulinka podana, teraz tylko czekać na efekty, jak widać piątek trzynastego nie jest pechowy.

    OdpowiedzUsuń